Rozszerzona recenzja poezji Wojciecha Przybyłowicza – Przestrzenie wiary
Zawsze w społeczeństwie była i jest grupa ludzi, dla których praca stanowi nie tylko źródło zarobkowania, lecz pasję, coś, co wykonywaliby nawet wtedy, gdyby nie mieli z tego żadnych profitów. Niekoniecznie muszą to być poeci, malarze, muzycy czy reformatorzy społeczni. Są wśród nich pedagodzy, lekarze, inżynierowie, biznesmeni – słowem ci wszyscy, którzy świadomie wybierają pracę, by wykonywać ją z pełnym zaangażowaniem i mieć z tego satysfakcję.
Jest wśród nich Wojciech Przybyłowicz, poeta oraz inżynier, autor wierszy, ale też cenionych wynalazków technicznych. Poezją para się od najmłodszych lat.
Jego młodość, jak sam określił, przypadła na czasy „sierpa i młota”. Polska wraz z innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej dostała się wówczas w orbitę wpływów i praktyk opresyjnej ideologii stalinizmu. Okres rządów totalitarnych zaszczepił w młodym poecie trwałą niechęć nie tylko do ustroju komunistycznego, lecz lewicowości w ogóle. Jeśliby chcieć spróbować zwięźle nazwać jego poglądy społeczne, należałoby powiedzieć: Konserwatywny demokrata, który opowiada się za uniwersalizmem społecznym, dostrzegając jednostkę w relacjach z otoczeniem, zatem potrzebującą więzi i współdziałania. Ich podstawę dostrzega w wartościach chrześcijańskich, dlatego tak dużo w jego twórczości odwołań do Kościoła i religii katolickiej.
Na stronie internetowej W. Przybyłowicz umieścił wykaz swoich tomików poezji: („Zajrzyj”, „Otwórz”, „Ratunku”, „W służbie miłości”, „W służbie Bogu”, „W służbie Ojczyźnie”, „W służbie człowiekowi”, „Za dużo mi dałeś” i inne) oraz wybór wierszy uporządkowanych w kategorie, takie jak: wiersze refleksyjne, patriotyczne, religijne, o miłości, itd. Zasygnalizował w ten sposób, które utwory są dla niego szczególnie ważne, zachęcając, by właśnie na nie zwrócić uwagę. Jest to wizytówka twórczości Przybyłowicza i jednocześnie niezbędne minimum, które należy znać, by móc się na jej temat wypowiadać. One to stanowiły dla autorki tego opracowania materiał źródłowy. Właściwie szkicu, krótkiego zarysu, gdyż na pełne opracowanie ta twórczość dopiero czeka.
Zacznę od stwierdzenia banalnego, ale, jak sądzę, wartego odnotowani: Przybyłowicz jest inteligentny. Ma ścisły, precyzyjny umysł i dużo inżynierskiego praktycyzmu, ale lubi też pofantazjować, przebywać w świecie własnych wyobrażeń. Zrozumiałe, gdyż jest poetą, a to właśnie poeci potrafią z wyobraźni uczynić najlepszy użytek. Jest jeszcze jedna cecha umysłowości Przybyłowicza – głęboka religijność. Właściwie należałoby ją wymienić na początku, gdyż jest najważniejsza. Każdy problem, każde zjawisko, wręcz każda rzecz kojarzy mu się z Bogiem. Nie z jakimś tam nieokreślonym Absolutem, lecz Bogiem z ludzką twarzą, dawcy dziesięciorga przykazań oraz gwarantem chrześcijańskiej nieśmiertelności. Pewność, zwłaszcza w kwestiach transcendentnych, to wartość trudna. Religijność nie jest cechą natury ludzkiej. Wybitny, dziewiętnastowieczny filozof duński – Soren Kierkegaard stwierdził, że ludzi, których można zaliczyć do typu religijnego, jest właściwie niewielu. Dotyczy to również kapłanów i zakonników. Wbrew deklaracjom niewielu czyni Boga rzeczywistym punktem odniesienia i darzy szczerymi emocjami. Nawet wśród tych, którzy chętnie uczestniczą w obrządkach swojego wyznania, jest duża grupa, która po zastanowieniu się, nie jest swoich przekonań pewna. Przybyłowicz z pewnością do tej grupy nie należy. Jego wiara jest autentyczna i szczera. W swoim pisarstwie unika introspekcji, rzadko odkrywa przed czytelnikiem głębię własnych przeżyć, przeważa u niego wektor „na zewnątrz”, ku światu. Jest zainteresowany polityką i historią, przekonany, że poza biegiem zdarzeń istnieje jakiś drugi brzeg, że spoza dziejów przeziera trwałość i wieczność. Wiara jest dla niego ostoją, bez niej wszystko wiałoby chłodem, pustką i przypadkowością. Przyjaciele i ci, którzy go znają, mówią o nim, że: w wierze w Boga i patriotyzmie jest niezłomny. Nie jest poetą kapryśnym, który raz powie tak, a innym razem inaczej. Ma gruntownie przemyślany światopogląd, co nie znaczy, że gotowy i zamknięty.
Poezja, jak wiadomo, wyraża się w języku – jest tworzeniem pięknych zdań. Przybyłowicz potrafi pisać pięknie, lecz nie na tym przede wszystkim mu zależy. Chce być i jest w swoich wierszach wiarygodny, komunikatywny i rzetelny. „Jak nadać słowom wewnętrzne brzmienie”? – pyta w jednym z wierszy, obawiając się, by słowa „myślom nie kłamały”. Pisze prosto, ale to, co chce przekazać czytelnikowi, nie jest proste. Teksty jego są „gęste”, nasycone treściami skłaniającymi do refleksji. Jest to nie tylko dobra poezja, ale także doskonała publicystyka. Niekiedy można odnieść wrażenie, że balansuje między poezją a filozofią, wierszem a esejem. To zapewne dlatego, że chce, aby w jego wierszach było jak najwięcej ważnych treści, aby miały, jak to ujął Cz. Miłosz, „uchwyt za rzeczywistość”. Jak każdy poeta, stara się wyrazić problemy i niepokoje współczesnego człowieka. Niekiedy sięga do polityki, innym razem odżegnuje się od niej oburzony, że jest terenem partyjnych gierek i manipulacji.
Internetowy wybór utworów Przybyłowicza rozpoczyna seria pięknych wierszy o miłości. Poeta mówi o sobie: „Dotykając z miłością trochę przemieniam siebie i kochanego człowieka”.
W. Przybyłowicz odważył się napisać i wydać : „101 esemesów do mojej ukochanej”. Poetyckie SMS-y są nowatorskim ujęciem tego popularnego i aktualnego tematu. Dalej poeta mówi: „Miłość jest ponadczasowa i przekracza granice tego świata. Jest darem i wyrazem boskości”.
W jednym z wierszy pisze:
Moja miłość jest dla wszystkich
I dla każdego, Bożego stworzenia.
Miłość to bez wątpienia najważniejsza emocja, jakiej doświadczamy. Autor cytowanych słów chciałby, żebyśmy kochali każdą rzecz z osobna i wszystkie razem, czyli cały świat w ogóle i w szczególe. Ale to nie jest miłość dla wszystkich, może dla poetów i mistyków, lecz nie dla przeciętnych ludzi. Ta wielka energia, która wszystko przenika, ożywia i podtrzymuje mogłaby być wykorzystana do wielkich czynów i dzieł, ale świat jest tak urządzony, że najczęściej zużywana jest w udanym pożyciu małżeńskim. I należałoby się cieszyć, gdy jest ono udane, bo o takie wcale nie łatwo. Miłość chroni przed samotnością, która jest doświadczeniem centralnym w twórczości Przybyłowicza. Przedstawia ją w różnych wcieleniach i odsłonach jako smutną rzeczywistość naszych czasów. Jest, pisze, „rozłąką z pełnią życia”, „życiem w pół życiu” i „byciem w pół byciu”. Człowiek nie jest stworzony do życia w pojedynkę, ale być może niektórzy przyszli na świat, by samotnie borykać się z losem. Ani to dobre, ani złe, tak po prostu jest. Taki człowiek, powie poeta, jest, jak „samotny byk” w czasie corridy, „żywa zabawka”, która osaczona ze wszystkich stron dogorywa przy dźwiękach „muzyki passo doble”. W wierszu „Samotny byk” zawarta została duża dawka pesymizmu, emocji, która zdawałoby się, obca jest postawie Przybyłowicza. Ale świat, jaki jest, każdy widzi, zwłaszcza gdy ma się tak przenikliwe spojrzenie jak autor cytowanych słów, dlatego nieporozumieniem byłoby oczekiwać od niego łatwego optymizmu. W podobnym, choć może trochę mniej pesymistycznym tonie, utrzymany jest wiersz „Sama na tańcach”. Samotność ma tu twarz zagubionej kobiety, która niedostrzegana przez mężczyzn traktuje taniec jak „fitness”. Na współczesnych dyskotekach rzeczywiście jest dużo smutku, chłodu i obcości. Te negatywne odczucia płyną często z powierzchownego kontaktu, pozornej komunikacji, każdy bowiem tańczy obok i dla siebie. Zastanawiające, że w czasach wyzwolonego erotyzmu, gdy dotyk w tańcu nie wywołuje już zgorszenia, tak często tańczy się „solo”. Można byłoby w tym momencie pochylić się nad losem samotnych kobiet i przyznać im więcej praw, np. prawo wybierania partnera do tańca, lecz Przybyłowicz jest tradycjonalistą i feminizm nie jest tematem, który eksponuje. Ale go nie omija, zwraca uwagę na dwie strony feminizmu, radykalną i umiarkowaną. Radykalna jest dla niego „zaprzeczeniem kobiecości”. Takie feministki (często z kręgu biznesu czy władzy) walczą o zrównanie szans nie w prawach, lecz w chęci przewodzenia za wszelką cenę, dlatego budzą politowanie, by nie powiedzieć, grozę. Są kobiety, pisze:
„Które nie czują w sobie kobiecości
Nie rozumieją samych siebie
Nie doceniają w sobie pierwiastków
Których mężczyźni nie mają”.
Określenia „zniewieściali mężczyźni” czy „męskie kobiety” są dość przewrotne i nasuwają wiele pytań. Na przykład, czy wrażliwy, płaczący mężczyzna mający chwile słabości jest jeszcze męski? Od kobiety zazwyczaj wymaga się, by była łagodna, uległa, stroniąca od konfliktów. Mężczyzna natomiast idąc do pracy, idzie jak na wojnę. Będzie udowadniał na każdym kroku, że jest najlepszy, zresztą w domu także.
Kiedyś różnice dotyczące płci były ściśle określone. Panowały jasne, nienaruszalne zasady – mężczyzna zdobywał świat, robił karierę, był głową domu, kobieta natomiast strzegła ogniska rodzinnego. Mężczyzna uosabiał rozum, działanie, dynamikę, kobieta – ciało, bierność, emocje. Ale to już przeszłość, dzisiaj pojęcia się pozmieniały, a role pomieszały, czego wymownym przykładem jest propagowanie ideologii gender, czyli „płci kulturowej” wynikającej, jak nazwa wskazuje, bardziej z kultury niż z biologii. W wierszu „Poplątane kable” autor zwraca uwagę na wielki nieporządek, który mamy w sobie i obok siebie. Pisze: Wszystko nam się poplątało, „prawo z bezprawiem”, „zwierzę z człowiekiem”, „mama z tatą”. Natomiast w wierszu „Gender” mówi wprost, że propagowanie koncepcji „płci kulturowej” jest ewidentnym złem.
W świecie kruszących się wiar i rozchwianych systemów wartości Przybyłowicz stara się ocalić normalność, która wynika z naturalnego porządku rzeczy. Chroni tradycyjne wartości i odwołuje się do rodziny jako podstawowej komórki społecznej. Kreśli, może trochę wyidealizowany, obraz domostwa, gdzie mieszkańcy mają dla siebie czas i ochotę do rozmowy, a język, którym mówią łączy, nie dzieli. Ubolewa przy tym, że coraz częściej „budujemy domy jak pensjonaty, bez życia i miłości”. Najgłębszą ludzką potrzebą, zdaniem poety, nie jest po prostu żyć, ale żyć godnie, z pasją, bez wchodzenia w kolizję z własnym sumieniem i naruszania praw innych. W wierszu „Ja chcę cieszyć się życiem” pisze: „Ja chcę żyć ,cieszyć się, radować”, ale też – dodaje – „być bogatym i poważnym”. Przybyłowicz rzeczywiście jest poważny, chce mówić oraz mówi prawdę, tylko prawdę i całą prawdę, a że prawda ma to do siebie, iż wymyka się jak piskorz, ma problemy z jej wyartykułowaniem, np., gdy charakteryzuje ludzką twarz. W wierszu „Rzeźbiarz” fascynują go twarze kamiennych posągów, chciałby rozszyfrować ich skrywaną tajemnicę, ale, co zrozumiałe, wymyka mu się, bo taka jest natura tajemnicy. O człowieku w gruncie rzeczy ciągle niewiele wiemy, był, jest i pewnie jeszcze długo będzie jednym, wielkim znakiem zapytania. Sztuka dostępnymi sobie środkami stara się tę tajemnicę rozjaśnić, ale efekty nie są imponujące.
Przybyłowicz nie zawsze jest poważny i zasadniczy, pisze również teksty, można powiedzieć, „lżejszego kalibru”, najczęściej o charakterze kabaretowym. Skrzą się one inteligentnym dowcipem, humorem, często także ironią. „Bierz mnie i demoluj” pisze w jednym z wierszy zadowolony z przewrotnej gry słów.
Takich utworów w swojej twórczości ma wiele, ale nie one dominują. Jak wiadomo, patrzy na świat przez pryzmat wiary. Bez Boga nie byłby zdolny zrealizować żadnego marzenia. Z całą mocą podkreśla również znaczenie troskliwej opieki tej, którą Jan Kazimierz obwołał Królową Polski. Jest głęboko przekonany, że jeżeli człowiek nie ma ugruntowania w boskości, wcześniej czy później ulegnie naciskowi nicości.
Przybyłowicz utożsamia sztukę z eksplozją energii twórczej, która mocą wewnętrznego przymusu kumuluje się w wierszach, obrazach, utworach muzycznych.
W wierszu „Profanacja sztuki” zastanawia się nad granicami swobody twórczej. Artystom zawsze było wolno więcej niż przeciętnym ludziom, ale więcej nie znaczy wszystko. Granice są oczywiste, np. nie wolno obrażać uczuć religijnych. Jeżeli: „obrażają uczucia religijne, pisze, wtedy bronią się wolnością sztuki”. Eksplozja energii twórczej wymaga nie tylko racjonalnej kontroli, lecz również aksjologicznego uporządkowania. Manifestowanie wolności kosztem obrażania i upokarzania innych przeczy jej samej. Na marginesie warto dodać, choć sprawa marginalną nie jest, że znakomita część sztuki współczesnej opowiada się po stronie chaosu, wymuszonej oryginalności, jałowego eksperymentatorstwa, dlatego głos rozsądku, jaki w tej sprawie prezentuje Przybyłowicz, wart jest nie tylko odnotowania, ale także nagłośnienia. Chce on, by twórczość była po stronie dobra, by była w głębokim sensie budująca, bo powierzchowne moralizowanie i bieżące zaangażowanie w politykę psuje sztukę.
Wolność jest wartością specyficzną, ponieważ musi być dookreślona przez inne wartości. Gdy tak nie jest, przeczy sama sobie. Dla W. Przybyłowicza fundamentem wolności są wartości chrześcijańskie, wśród których wyróżnia pokorę, cierpliwość i dobroć. W wierszu „Pokora” przekonuje, że to te cnoty przede wszystkim „rodzą przebaczenie i pokój”. Nie znaczy to, że innym odmawia znaczenia. O sprawiedliwości mówi np., że traktuje ją jak świętość, ale dodaje, że dobroć stawia wyżej. Łączy z nią to, co Max Scheler nazywa „najkorzystniejszą dla człowieka atmosferą”, czyli taki stan myśli i uczuć, który sprawia, że nasza „dusza staje się urodzajna”.
Przybyłowicz do perfekcji opanował posługiwanie się poetyckim skrótem. Pozwala mu to w kilku zaledwie zdaniach powiedzieć to, co w uczonych traktatach o społeczeństwie wypełnia setki stron. Przykładem może być wiersz „Prawo”. Jego autor opowiada się za powiązaniem prawa stanowionego z naturalnym, mającym swoją genezę w myśli św. Tomasza z Akwinu. Zgłasza również potrzebę ścisłego związku między prawem i moralnością. Ale, warto zauważyć, nie dla każdego taka relacja musi być oczywista, gdyż moralność płynie z sumienia, zaś prawo z woli państwa. Jeżeli jednak przyjmie się – a tak robi Przybyłowicz – że ostatecznym łącznikiem prawa i moralności jest Bóg, to wątpliwości będą bezzasadne.
Ważne miejsce w twórczości poety zajmują wiersze patriotyczne. Są one zapisem polskości, tych momentów historii narodowej, które miały znaczący wpływ na współczesność. Przeszłość bowiem, aby stać się czytelna, musi stać się bezpośrednio aktualna. Liberałowie i nawiązujący do nich dzisiejsi anarchiści, pisze Przybyłowicz, opowiadają się za wolnością, odrębnością oraz inicjatywą poszczególnych obywateli, gdyż każdy jest samoistną jednostką. Ale cóż to za samoistność, jeżeli nawet biologicznie nie możemy przetrwać bez pomocy wspólnot, do których w jakiejś mierze należymy. I chodzi nie tylko o rodzinę, lecz także o inne wspólnoty, zwłaszcza naród. W internetowym zestawieniu wierszy wielokrotnie i na róże sposoby przedstawiane są cechy swoiste Polaków, między innymi tak:
„Jeśli walczymy – to z wielkim bohaterstwem
Jeśli się bawimy – to do upadłego
Jeśli gościmy – to z rozmachem
Jeśli kochamy – to na całego”.
Trwałe różnice zachodzące między Niemcami, Polakami czy Szwedami dostarczają argumentów świadczących o specyficznych, niepowtarzalnych cechach poszczególnych narodów. Przybyłowicz nie tylko jest przekonany, że „polskość” istnieje, ale że istnieje odwiecznie i jest chroniona przez Boga. Można by się tu doszukiwać wpływów romantycznych, zwłaszcza mesjanicznych, ale poeta chyba by tego nie chciał. Polski patriotyzm, zdaniem Przybyłowicza, jest głęboko wpisany w chrześcijański nakaz miłości bliźniego i jako taki konkretyzuje się w postawie obywatelskiej. Patriotyzm musi być otwarty, gdyż zamykanie się w sobie i kultywowanie poczucia własnej wyższości daje w efekcie nacjonalizm. W wierszu „Nie można zapomnieć ludobójstwa” Przybyłowicz na przykładzie Ukrainy pokazał, jak w wyniku działań nacjonalistów ukraińskich doszło do wyjątkowo brutalnego ludobójstwa. Dotyczyło ono polskiej ludności cywilnej na Wołyniu oraz w Małopolsce Wschodniej. Przywódca nacjonalistów, Stefan Bandera, wydał rozkaz zabicia każdego Polaka między szesnastym a sześćdziesiątym rokiem życia. Brutalizm ukraiński był skutkiem odrzucenia chrześcijańskiego miłosierdzia – tak autor wiersza podsumował swoje przemyślenia.
Kolejnym wątkiem obecnym w twórczości omawianego poety jest temat smoleński. Katastrofa z 10 kwiecień 2010 roku była wstrząsem dla wszystkich Polaków. Ci, którzy potrafili pisać wiersze, brali do ręki pióro i przelewali swoją traumę na papier. W efekcie powstała obszerna literatura smoleńska, w której partycypuje również Przybyłowicz. Katastrofa Tupolewa 154 była dla niego kontynuacją sowieckiego totalitaryzmu, dlatego posłużył się paralelą Smoleńsk – Katyń. W wierszu „Katyń – ludobójstwo ukrywane” pisze: „Katyń to hańba komunizmu”. W podobnym tonie wypowiada się w wierszu „Cios w serca Polaków”, przywołując wydarzenia smoleńskie. Całość ma charakter martyrologiczny, co odzwierciedlają frazy:
„Samolot Tu-154 wbił się w serca Polaków
Rażąc jak granat każdego z nas”.
Winą za katastrofę obarcza Rosjan. Zarzuca im fałszowanie faktów oraz mataczenie w śledztwie. Wiersz napisany został w tonacji żałobnej, ale bez zbędnego sentymentalizmu. O jego sile stanowi głęboko chrześcijańska perspektywa wskazująca na eschatologiczny wymiar ludzkiego życia.
Poezja Przybyłowicza jest dobrze osadzona w teraźniejszości. Jej autor nie kryje zadowolenia z faktu, że komunizm jest już dla Polaków przeszłością, ale też rozczarowania, że:
„Heroizm solidarności w narodzie
Przeistoczył się w bolkowatość”.
Przykro patrzeć, gdy mity narodowe powstałe w walce z komunizmem, na naszych oczach rozpadają się w gruzy. Nie jest łatwo, powie poeta, być bohaterem, dlatego prawdziwych bohaterów należy chronić w sposób szczególny, nawet sakralizować. Dla Przybyłowicza taką postacią jest Ryszard Kukliński – pułkownik Ludowego Wojska Polskiego, pośmiertnie generał brygady, który w latach 1971-1981 przekazał Amerykanom dziesiątki tysięcy tajnych planów Układu Warszawskiego. W wierszu „Misja i poświęcenie” zwraca się do Kuklińskiego takimi oto słowy: „Nasz największy bohaterze czasów komunizmu”, i dodaje: „Kiedyś Kościuszko, teraz Kukliński”. Jest przekonany, że Kukliński znajdzie właściwe miejsce w historii. Będzie jeszcze jakiś czas fascynować, budzić kontrowersje, prowokować do dyskusji, aż wreszcie zostanie powszechnie uznany za bohatera.
Odrębną grupę stanowią utwory poświęcone Janowi Pawłowi II. W Polsce istniała zawsze tradycja odwoływania się do świętych patronów z nadzieją, że przywrócą znękanej ojczyźnie ład i sprawiedliwość. Jan Paweł II zajmuje wśród nich miejsce wyróżnione, gdyż idea jedności narodowej była mu szczególnie bliska. Papieżowi poświęcił poeta między innymi wiersz „Łza” – jeden z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających. Tytułowa łza to „czysta, biała łza” żalu, która pojawiła się w oczach ludzi po śmierci wielkiego Polaka. Od tamtych wydarzeń minęło już kilkanaście lat. Łzy w tym czasie wyschły, ale żal pozostał. Do pięknych słów Przybyłowicza Szymon Kawalla skomponował kantatę na śpiew solo i orkiestrę.
Jeśli ktokolwiek trafi na wiersze Wojtka Przybyłowicza i je przeczyta, to z pewnością się do nich przekona. A czytelnik przekonany, to czytelnik, który chce więcej, zatem czekamy na więcej.
Na koniec krótka refleksja, a właściwie skojarzenie. W pięknym wierszu o matce Przybyłowicz mówi o wysiłku, jaki włożyła matka w jego wychowanie i wykształcenie. Czytając ten wiersz, niejako bezwiednie przywołałam końcowy fragment Wielkiego testamentu Edwarda Stachury, który brzmi tak: „To nic mamusiu, że nie zostałem inżynierem”. Pomyślałam wówczas, Wojciech Przybyłowicz mógłby powiedzieć: Dziękuję Ci mamo, że zostałem poetą oraz inżynierem.
Prof. dr hab. Lucyna Wiśniewska-Rutkowska