Polska gościnność i polskie uczty w świecie słynęły.
Były to uczty nad ucztami.
Jedzono na nich mięsiwa tak wykwintne i przepyszne,
można by rzec, rozkosze dla podniebienia.
Gęsi z migdałami, indyki podwójnie nadziewane,
kapłony, cielęcinę i wieprzowinę.
Jadano polewki, przelewki i sery z leśnym miodem.
Zupy piwne tak zwane gramatki i faramuszki,
grzanki z jajec pianki i wołowinę.
Udziec z dzika z głogiem był pieczony, gotowany i duszony
w korzennym sosie i jałowcem,
i do niego bigos soczysty z dodatkiem grzybowym.
Szynka po litewsku, znakomita i smakowita
silnie uwędzona, krojona na najcieńsze plasterki,
w szlachetnym aromacie, dodawała animuszu sarmacie,
magnatowi i chłopu w drewnianej chacie.
Zaś chłodnik litewski hamował zapał niewieści.
Natomiast flaki były specjałem nad specjałami
z ukrytymi wewnątrz przyprawami.
Kołacz weselny, barwny jak ogród, tęczami spowity
otwierał weselne uczty szlachty i kmity.
Gdy czuło się sos głogowy, jałowcowy,
konfi tury z czerwonej borówki,
buraczki, czerwoną kapustę z czerwonym winem,
wkrótce zajadać można było dziką zwierzynę.
Zając marynowany w śmietanie
z dziczyzny był na powitanie.
Potem bażanty, kuropatwy i przepiórki,
po których następowały tańce
pięknych jak aniołki dziewek.
Imbir i goździki smak nadawały przewspaniały
mięsom z żubra, łosia i jelenia, niedźwiedzia i dzika,
których zapach przenikał nawet dzikie puszcze,
skąd przynoszono borowiki i głuszce,
zaś panom upolowana zwierzyna dodawała chwały.
Do sosów zamiast wina dodawano soku wiśniowego.
Zamiast migdałów ceniono orzechy.
Rodzynki zastępowały suszone wiśnie.
W miodzie owoce smażono.
Zamiast pieprzu używano chrzanu, gorczycy i musztardy.
Oliwki i kapary zamieniono na świeże grzyby.
Nawet ocet sporządzano z miodu lub kwaśnych jabłuszek,
który dodawano do zupy z „uszek”.
Dzięki tym dodatkom człowiek czuł się zdrowy i szczęśliwy.
Ukoronowaniem wszelkiej uczty były piwa,
z dodatkiem chmielu;
krakowskie, wareckie, łowickie, grodziskie.
Dalej trudno byłoby wymieniać ich nazwy
bo pamięć staje się zbyt leniwa.
Przy piciu piwa, rytuałem było opowiadanie fraszek i żartów,
ukuto nawet powiedzenie: „dobry żart tynfa wart”.
Kardynał Enrico Gaetano, legat papieski,
zakochany w Krakowie i w krakowskim piwie powiedział:
„gdyby nie było Rzymu byłby Kraków”.
Ryba w sosie szafranowym gałką muszkatołową zaprawiona
przewyższała uczty u Oriona.
Francuz Guillaume de Beauplan wraz z cudzoziemcami
przebywający na dworze króla Zygmunta III Wazy ogłaszał,
iż Polacy w przyrządzaniu ryb górują nad innymi narodami.
Na deser podawano ciasta klasztorne nadziewane słodkim serem,
przyprawiane miodem, makiem i korzeniami.
Za króla Stanisława jadano strucle, pierniki, baby i mazurki
we wszystkie święta i niedziele.
Przy dobrze zastawionym stole w doborowym towarzystwie
kwitła kultura umysłowa i narodowa.
Uczty polskie umilano muzyką,
która była pocieszycielką w troskach serca
i wierną towarzyszką radosnych chwil w zabawie.
Luksus nakryć stołów polskich królów,
przekraczał przepychem wszelkie wyobrażenie,
europejskie stoły popadały w cienie.
Paweł Tremo nosił miano pierwszego kuchmistrza Europy.
Rozsławił obiady intelektualne króla Stanisława Augusta
Poniatowskiego,
na których podawał „ jarząbki przedziwnie słoniną szpikowane”,
lekkim winem ze smakiem przyprawiane.
Nigdy niezapomniane na polskim stole zostały:
rosół, barszcz, krupnik, fl aki, kapuśniak, grochówka i żurek,
zrazy, gołąbki i pierogi, za które Polacy na emigracji odbierają chwały.
Dalej idą im w sukurs przepyszne kluseczki
i pyzy w towarzystwie kolorowo pachnących kurek.
Wykwintność polskiej kuchni, wyjątkowej w smakowitości
jest sukcesem Polaków zdolnych do kulinarnych pomysłowości.
Warszawa 2008 roku
PS. Stanisław Czerniecki sekretarz królewski, podstoli żytomierski, w 1682
roku wydał „Compendium ferculorum albo zebranie potraw” pierwszą książkę
kucharską, w której zamieścił obok francuskich, przepisy sztuki kulinarnej
narodu polskiego.